Dowiedziawszy się wczorajszego wieczora o sparingu Apatora z gorzowską Stalą, postanowiłem się nań wybrać. Sprawa godna uwagi, przede wszystkim dlatego, iż owa impreza widnieje jako darmowa. Jasnym zatem się stało, że udam się na stadion. Postanowiłem zabrać ze sobą miłą memu sercu koleżankę, z którą już miałem przyjemność bywać na zawodach żużlowych, i to znacznie wyższych rangą. Ona dodatkowo wzięła dwójkę naszych znajomych, dzięki czemu powstała grupa społeczna. Napaliłem się na ten sparing cholernie, bo brakowało mi speedwaya przez zimę. Pogoda wspaniała, idziemy we czwórkę, wszyscy są dla mnie mili… Całość układała się podejrzanie dobrze. Za dobrze. Wiedziałem, że coś musi się spieprzyć, bo to było zbyt piękne.
Na żużel chodzę od 15 lat, byłem na około 200 różnistych zawodach, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Zamiast dobrego ścigania na motocyklach, obejrzeliśmy trochę inne, mianowicie „wyścigi” ciągników, buldożerów i polewaczki, które to maszynerie usiłowały doprowadzić tor do stanu względnej używalności. Po godzinie oglądania tego wątpliwej jakości spektaklu, odezwały się we mnie resztki zdrowego rozsądku i postanowiłem użyć swego telefonu celem zdobycia informacji. Za pośrednictwem internetu dowiedziałem się, że meczyk został odwołany. Nikt nie raczył nas o tym poinformować. Gdybym nie użył telefonu, pewnie siedzielibyśmy tam kolejną godzinę, podobnie jak półtora tysiąca innych frajerów, którzy dali się nabrać na ten mecz. Nie muszę chyba tłumaczyć, że było mi „lekko” głupio, przede wszystkim ze względu na znajomych, którzy po tej akcji raczej fanami żużla nie zostaną…
Żeby nie poprzestać na tym, w trakcie pisania tejże notki dowiedziałem się, że na sobotni koncert idę sam. YAFUD.
Z głębokim poważaniem
Zgryz